Obserwują

26.2.11

Nowości w mojej kosmetyczce, czyli kocham swoją pracę


Jedną z niezaprzeczalnych zalet mojej pracy jest ta, że regularnie w moje ręce trafiają dość przypadkowe, ale zawsze radujące duszę i ciało zestawy kosmetyków. Tym razem trafiło mi się 10 kosmetyków kolorowych i kilka(naście? Muszę policzyć) pielęgnacyjnych. Zaczynam od kolorowych, bo te drugie lubię bardziej, a najlepsze wolę zostawić sobie na deser:).


*Sceniczny lakier do paznokci Artstyle Nail Expert Soraya trafił do mnie pierwszy raz, ale słyszałam o nim wiele dobrych rzeczy. Kompleks minerałów uelastycznia paznokcie i zmniejsza ich łamliwość. Kolor podobno daje intensywny kolor i mocny połysk. Prawda to?

*Wydłużający tusz do rzęs Mary Kay ma dość płynną konsystencję i owalną szczoteczkę plus ładne, minimalistyczne opakowanie. Ma nie kruszyć się, nie zbrylać i nie rozmazywać, za to łatwo poddawać demakijażowi. Tusz-cud?

*Błyszczyków Perfect Wear Avon używają z upodobaniem moja siostra i mama, więc chyba takie najgorsze nie są. Kolor raczej nie mój, więc możliwe, że i ten wyląduje w ich kosmetyczce. Pierwszy test wypadł jednak pomyślnie: na ustach daje ładną, brązowo-różową barwę i satynowy połysk. Gorzej ze smakiem, nieco chemicznym. Nie podoba mi się też dwufazowa konsystencja kosmetyku - czy Wam też tak dzieli się w buteleczce na mieszaninę przezroczystego żelu i kolorowych pigmentów?


*Z kolei rozświetlający błyszczyk AA Love & Kiss jest już u mnie drugi raz i to dokładnie w tym samym kolorze. I dobrze, bo choć dość mocno się skrzy (czego za bardzo nie lubię, efekt nie jest naturalny) ma bardzo przyjemny, owocowy zapach i jest... smaczny:). Do tego fantastycznie chłodzi usta - na chwilę, ale miłe uczucie zachęca do częstych poprawek:). Niestety, skutkują one rozsypaniem brokatowych drobinek na brodzie. Trzeba uważać.

*Ladies Max Volume Masacara Delii będzie pierwszą tej marki, jaką przetestuję. Wygląda zachęcająco - ma ładne, zdobione wzorem koronki opakowanie i szczoteczkę, która powinna dobrze poradzić sobie z moimi rzęsami - gęstą i o grubych włoskach.  Mam gęste i długie rzęsy i czasem trzeba niemal wojennych manewrów, żeby uzyskać prawdziwie sceniczny efekt, czasem przecież potrzebny.

*Mat Efect Eyeshadow Manhattan również testować będę pierwszy raz. Biały kolor posłuży tylko do zadań specjalnych, ale ponieważ mam głęboko i dość blisko osadzone oczy, rozświetlenia nigdy za mało. Czy ktoś wie, czy ten cień nakładany wąskim aplikatorem nada się także jako biała kredka? Niektóre (np. Inglot) radzą sobie z tym (w podbramkowych sytuacjach, ma się rozumieć) zaskakująco dobrze:).


Na koniec zdjęcie najbardziej niewyraźne, ale dość cenne (muszę poćwiczyć Photoshopa, muszę poćwiczyć Photoshopa, muszę... ile razy nakazywałam sobie tę naukę?!). Cenne, ponieważ słyszałam same dobre rzeczy o:

*Scenicznym podkładzie Lifting Long Lasting Sorai z linii Colour Care. Producent zapewnia, że długo utrzymuje cerę w nieskazitelnym stanie, nie tworzy efektu maski, kryje niedoskonałości, a do tego ma SPF 10. Koleżanki dodają, że genialnie wygładza, działając jak silikonowa baza. Sprawdzimy! Jeśli odkryję coś rewolucyjnego, na pewno napiszę.

*Konturówce Pencil_Black Korres. Bardzo lubię ekologiczne i naturalne produkty, a jeśli ich opakowania mają jeszcze elegancki, minimalistyczny design, nowości cieszą mnie tym bardziej. Oprawiona w cedrowe drewno kredka jest dość twarda i zawiera całkowicie naturalną bazę  bogatą w zioła i witaminy. Co to znaczy na skórze? Łatwość malowania, trudność ścierania;). Słowem, raczej dla optycznego zagęszczenia rzęs niż efektu smoky.

*Z kolei konturówki Mary Kay używałam już kiedyś i nie byłam zadowolona. Mazała się! I co z tego, że przeznaczona jest też dla alergików i osób z soczewkami kontaktowymi, a nawet wodoodporna, kiedy ja właśnie noszę soczewki i spływała razem z moimi łzami z podrażenienia?  Mam granatową, teraz dam szansę czarnej, ale sukcesu nie wróżę.

*Szminka Jelly Kiss IsaDora na początku przeraziła mnie swoim kolorem - taaaki różowy! - ale na ustach okazał się dużo delikatniejszy i subtelny. Daje lekko transparentne krycie i zawiera olejek z pestek brzoskwini i moreli - w sam raz na wiosnę. Przeszkadza mi tylko tradycyjny zapach szminki, kojarzący mi się za bardzo ze starszymi paniami w kółku karcianym mojej babci;). Plus za magnetycznie zamykane opakowanie i jego niewielkie rozmiary.

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po trzech latach dość regularnego korzystania z kosmetyków Avonu, mogę stwierdzić: są dwa fajne błyszczyki, chłodzący Cool Pout (chłodzi przez kilka minut) i powiększający usta Plump Pout (trochę szczypie przez chwilę, ale to nic w porównaniu z profesjonalnymi błyszczykami, których używają stylistki - ale Avon nie jest za bardzo profesjonalny :)). Moim zdaniem główną zaletą tych błyszczyków jest to, że zakończone są wygodnym pędzelkiem, który lepiej nakłada kolor, niż gąbeczka. Używałam błyszczyku Perfect Wear, ale chyba innego "modelu" niż ten, o którym piszesz - ten mój miał dwa końce. Najpierw nakładało się kolor (po kilku sekundach usta dramatycznie się wysuszały i kleiły, ale to dobry znak), a potem na to przezroczysty, połyskujący błyszczyk, który z powrotem je nawilżał. Całość dawała dość nienaturalny, walący po oczach efekt, wierzchnia warstwa szybko się zmywała i zostawał ten suchy kolor wymagający częstych poprawek błyszczykiem. Fakt, że długo się utrzymywał i nie chciał tak łatwo zejść nawet po pierwszym zetknięciu z mleczkiem do demakijażu. A no i zgadzam się, że błyszczyki Avonu nie smakują zbyt dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hm:)
    Nie wiem, czy to taki dobry znak, że usta się wysuszały i kleiły - na pewno zapewniało to dłuższe krycie, ale jak widać, nie komfort:). Przezroczysty błyszczyk ratował sytuację, ale to powinno iść bardziej parze, prawda?
    Avonu używam raz na jakiś czas - jestem fanką ich żeli pod prysznic płynów do kąpieli, bo naprawdę pięknie pachną (zwłaszcza te sezonowe, np. świąteczne edycje).

    OdpowiedzUsuń