Obserwują

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kremy przeciwzmarszczkowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Kremy przeciwzmarszczkowe. Pokaż wszystkie posty

12.6.11

Przeciwzmarszczkowy złoty krem na dzień Eternal Gold Organique


Dzisiaj udało mi się znaleźć czas i napisać coś dzień po dniu! Jestem z siebie dumna:). Z tej okazji krem, który dostałam ostatnio w paczce jako dodatek do... szalika:). Polska ekologiczna (Ecocert) marka Organique znana mi jest z produktów do pielęgnacji ciała, jakie można kupić w ich salonach firmowych w centrach handlowych, a także z niektórych spa, które odwiedziłam. Zupełnie nie miałam natomiast dotąd do czynienia z produktami Organique do pielęgnacji twarzy.


W moje ręce trafił krem z linii Eternal Gold, przeznaczonej do skóry dojrzałej, przesuszonej i wrażliwej. Ostatnie dwa - to ja:). Ma działanie przeciwzmarszczkowe, więc przed 30. można już zacząć się przymierzać i do takiej pielęgnacji - postanowiłam więc spróbować.


Szklany słoiczek, wyposażony w szpatułkę do nakładania kremu, mieści 50 ml kosmetyku. Nie spodobało mi się, że etykieta na słoiczku jest nierówno przyklejona - jak na serię promowaną jako luksusowa to fatalny błąd. Za to grafika z boku bardzo mi się spodobała:). Ale dość o opakowaniu, jak działa sam krem?


Ma lekką, dość wodnistą konsystencję musu i beżowy kolor. Nie pozostawia jednak na skórze żadnego koloryzującego filmu, a jedynie lekko ją rozświetla. Ładnie napina i wygładza skórę, zawiera też filtry słoneczne UVA/UVB. Wśród składników znajdują się ekstrakt z szałwii muszkatołowej (Xeradin), olej z hiszpańskiej lawendy (Ecocert), masło shea, olej sojowy, złoto koloidalne, wyciągi owocowe i pantenol.

Taka mieszanka rzeczywiście pozwala na uczucie nawilżenia przez cały dzień! Nawet w klimatyzowanych wnętrzach mojego biura nie czuję nieprzyjemnego ściągnięcia skóry. Zauważyłam też, że hojnie nałożony na moje intensywnie pracujące w czasie mówienia czoło krem zmniejsza widoczność głębokich zmarszczek mimicznych. Mam więc nadzieję, że prawdą jest, że krem, zgodnie z obietnicami producenta, pobudza syntezę kolagenu i to nie tylko efekt maskowania... Na pewno złote drobinki zawieszone w kremie pięknie rozświetlają skórę. Jeszcze kilka dni słońca i w ogóle zrezygnuję z podkładu!

Póki co, dla mnie - świetna rzecz. Jak myślicie? Używałyście linii Eternal Gold?

I jeszcze dla zainteresowanych kosmetykami eko:


I skład dla najbardziej ciekawskich:

20.5.11

Moje Top 10 - TAG


Bardzo mi miło się pochwalić - zostałam wyróżniona Top 10 Award:). Dziękuję Burn, Pierniczkowej i Cammie. To więcej niż miło z Waszej strony - w sam raz na mój dzisiaj nie najlepszy nastrój.

Zasady zabawy są takie:

1. Podziękuj za przyznanie wyróżnienia.
2. Zamieść u siebie link do bloga osoby, która Cię wyróżniła.
3. Wklej u siebie logo wyróżnienia.
4. Przekaż nagrodę 10 blogerkom.
5. Zamieść linki do tych blogów.
6. Powiadom o tym nominowane osoby.
7. Stwórz listę 10 ulubionych kosmetyków.

Zatem nagroda ode mnie powędruje do autorek blogów:

1. Tysiąc jeden pomysłów i pasji
2. Tashas Style Blog 
3. Siulka
4. Kosmetykowato
5. Na obcasach
6. Moja kosmetykomania
7. Mineralne kosmetyki
8. Kocham kosmetyki
9. Lusterko-em
10. April's station

Powiadomienia zaraz polecą do swoich adresatek:).

Moje TOP 10 to, na chwilę obecną - bo to zmienia się z tygodnia na tydzień - w kolejności przypadkowej i w miarę możliwości z różnych kategorii:

1. Cienie Estee Lauder Signature Silky Eyeshadow, o których pisałam TU- to akurat pozostaje niezmienne, choć mam ochotę na jakiś nieco bardziej szalony zestaw kolorów.

2. Róż do policzków w kremie Rouge Mousse Bell  nr 03 - fantastyczny, lekki, trwały, wydajny, w ciepłym kolorze koralowym. A do tego supertani.

3. Apteczne Serum Ophycee Galenic - kosmetyk, który działa cuda: napina, ściąga pory, rozświetla i doskonale transportuje inne kremy wgłąb skóry. Mistrzostwo + dbałość o szczegóły, bo oprócz pompki ma zatyczkę chroniącą ją przed zanieczyszczeniami. Więcej o nim TUTAJ;

4. Nawilżające, stopniowo brązujące mleczko do ciała Garnier Skóra Muśnięta Słońcem - czekało od dawna na samym dnie jednego z Zabałaganionych Pudeł, a teraz cudnie opala moje blade ciało. Kilka tygodni stosowania (butelka już się kończy!), a ja mam skórę jak po wakacjach nad morzem - złocistą, bez pomarańczowej nuty, nawilżoną i pięknie pachnącą. Lepsze to niż wiele samoopalaczy!

5. Matt Powder Kobo Professional  nr 304 Suntanned - puder w kamieniu, który od jakiegoś czasu z racji swojego ciemnego odcienia służy mi jako puder brązujący. Świetnie modeluje się nim twarz - jest dyskretny i łatwo się rozprowadza, nieco pyli, ale wygodnie nabrać go na pędzel, jest trwały i wygląda bardzo naturalnie. Plus za eleganckie "makowe" opakowanie.

6. Lakiery do paznokci Orly - tak! Jakiś czas temu na nie narzekałam, ale po wypróbowaniu różnych kolorów, nakładanych na bazę i pod top coat, mogę przyznać się do porażki - to najtrwalsze lakiery, z jakimi miałam do czynienia. Nawet, kiedy maluję paznokcie sama! Do tego piękne kolory na czasie, wygodna rączka i pędzelek, no i duże pojemności. Teraz jestem na tak:).

7. Rozświetlacz Eyelure pod oczy - pisałam o nim TUTAJ. Rewelacyjny, naturalny efekt, doskonałe krycie i kolor. Niestety, chyba przygoda z nim mi się kończy: kredka jest tak szeroka, że nie znalazłam żadnej temperówki, do której by się zmieściła:(. Szersza niż najszersza! To duży minus, ale nie tracę nadziei;).

8. Perfumy Miss Dior Cherie - prezent, który zbyt szybko się kończy (30 ml). Nie ma co się rozpisywać, zapach każda z nas wybiera sama. Ja w ogóle lubię zapachy Diora - mój ukochany J'Adore, wszystkie Poison... Ten ma jeszcze przepiękną butelkę. W tym miejscu powinnam wpisać jeszcze Obsession CK, zapach mojego życia, ale przecież postanowiłam, że to będzie top 10 najnowszych odkryć;).

9. 30-sekundowe serum wypełniające i zamykające zmarszczki Olay - już wyciskam z niego ostatnie kropelki. Niezawodny sposób na doskonałe i trwałe maskowanie moich mimicznych poprzecznych zmarszczek na czole. Muszę mieć następną tubkę! Więcej o serum TUTAJ.

10. Krem matujący Mary Kay - naprawdę matuje! Na długo! Pod makijażem i na nim! Nie niszcząc go! I nic więcej dodawać nie trzeba:). Pisałam już o nim i zdania nie zmieniam:).

Znalazłyście wśród moich nowych hitów jakieś swoje typy:)?

26.3.11

Doliva - dermokosmetyki z toskańską oliwą z oliwek


Niedawno odwiedził mnie przedstawiciel marki Doliva, który przedstawił mi zupełnie mi nieznane, choć obecne na polskim rynku aptecznym od kilku lat kosmetyki marki znanej w 27 krajach świata, a np. będącej w Niemczech siłą trzecią na rynku (!) pod względem sprzedaży - nie tylko wśród produktów dostępnych w aptekach. Usłyszałam spory wykład o marce i właściwościach jej produktów i dostałam do przetestowania duża paczkę kosmetyków. Na razie zaczęłam używać kremu pod oczy, który opiszę dokładniej - resztę więc póki co przedstawię ogólnie.

Doliva jest w Polsce od kilku lat, ale pozostaje szerzej nieznana ze względu na ograniczoną do tej pory promocję. Teraz ma się to zmienić i  szerokie rzesze potencjalnych klientów mają dowiedzieć się np., że tworzone przez dermatologów kosmetyki Dolivy "produkowane są na bazie uchodzącej za najlepszą na świecie toskańskiej oliwy tłoczonej na zimno, która dzięki takiej obróbce zachowuje wszystkie swoje najcenniejsze właściwości". Oferta marki jest dość szeroka i obejmuje wszystkie podstawowe dziedziny pielęgnacji: oczyszczanie i nawilżanie twarzy (także skóry wrażliwej i dojrzałej), włosów, rąk, ust i ciała. Marka ma w swojej ofercie także maseczki do twarzy: odświeżającą, oczyszczającą, witalizującą, wygładzającą zmarszczki mimiczne, odprężającą i nawilżającą.

Oto, co ja dostałam - z najważniejszymi właściwościami poszczególnych produktów, jeszcze nie sprawdzonymi na własnej skórze:

*Krem do intensywnej pielęgnacji skóry suchej i przesuszonej, do stosowania na dzień i na noc - ma jedwabistą konsystencję, szybko się wchłania i może być stosowany pod makijaż. Zawiera witaminę E, która neutralizuje wolne rodniki. Zapewnia wysoki stopień nawilżenia skóry.

*Krem ujędrniający na dzień z mleczkiem migdałowym dla cery suchej i bardzo wrażliwej - zapach olejku z oliwek i mleczka migdałowego ma zapewniać trwałe uczucie świeżości.

*Żel do mycia twarzy dla skóry suchej i wrażliwej - głęboko oczyszcza twarz. Zawiera olejek z jojoby.

*Krem do intensywnej pielęgnacji z retinolem i witaminą E - dzięki zawartości retinolu przyspiesza proces regeneracji komórek. Zawarte w kremie witaminy i wyciąg z cytryny przywracają skórze ładny koloryt i świeżość.

*Balsam pielęgnacyjny do ciała - w postaci orzeźwiającego, chłodnego żelu, zawierającego m.in. chlodne esencje nawilżające, toskańską oliwę z oliwek z zimnego tłoczenia i panthenol. Polecany jest po intensywnym opalaniu lub po ćwiczeniach (ciekawe, coś dla mnie). Szybko się wchłania.

*Szampon Fiori di Sicilia z figą i kwiatem pomarańczy do włosów farbowanych - zawiera panthenol i witaminę E, chroniące włosy przed skutkami promieniowania UV.

*Odżywka Fiori di Sicilia z tej samej linii - pomaga zachować intensywność i blask koloru farbowanych włosów.

Na pierwszy rzut oka kosmetyki nie wyróżniają się niczym szczególnym. Mają skromne, zielonkawo-białe opakowania. Słoiczki są plastikowe. Nie przemawiają też do mnie logo i opisy działania poszczególnych kremów, o zgrozo, zapisane z błędami i przeoczeniami interpunkcyjnymi. Wyglądają na produkty tanie i to wyglądają tak w średni sposób - nie zrozumcie mnie źle, nie używam jedynie drogich, luksusowych kosmetyków i wielokrotnie przekonałam się, że drogie nie znaczy dobre, a tanie - złe. Nie lubię tylko estetycznej bylejakości. To kremy, które pewnie zadowoliłyby wizualnie moją babcię - zachowawcze, zgrzebne, dość nudne. Cóż, całą prawdę poznam, jak zacznę ich używać. Kosztują około 30-40 zł.



A tymczasem coś, co mogę opisać dokładniej, niż tylko cytując producenta - balsam pod oczy. Zawiera koncentraty z oliwy z oliwek i kofeiny, które mają przynieść ulgę opuchniętym i podkrążonym oczom, a także zminimalizować zmarszczki wokół nich. Krem zawiera także różeniec górski, a oliwa zamknięta jest w mikrokapsułkach, które tworzą  na skórze kojącą warstwę ochronną.

A mi się najbardziej podoba opakowanie:). Malutki  (15 ml), plastikowy słoiczek o zielonej, świeżej barwie jest nieco pękaty i ma sympatycznie opływowy, miękki kształt ściętego stożka. Jak krem się skończy, na pewno zostawię go na wyjazdy! Sam kosmetyk ma dość gęstą i tłustą konsystencję, dlatego trzeba go nabierać na palce bardzo oszczędnie, bo zbyt duża ilość produktu po prostu bardzo długo się nie wchłonie. Wklepany, a nie wsmarowany w skórę, krem pozostawia na niej tłustą, białawą warstwę na kilka ładnych minut, więc średnio nadaje się pod makijaż i wtedy, kiedy zależy mi na czasie. A rozsmarowywanie kremów na skórze pod oczami nie jest przecież najlepszym pomysłem... Pachnie nieco chemicznie, niebyt przyjemnie, jakby tłusto - to pewnie te oliwki. Nie zauważyłam też na razie żadnych spektakularnych efektów jego działania - ot, skóra nie ciągnie i nie piecze, ale też nie jest specjalnie wygładzona ani rozświetlona. Nic szczególnego, po kosmetykach aptecznych spodziewam się więcej, niż tylko profilaktyki.

19.2.11

Olay Regenerist 30-sekundowe serum wypełniające i zamykające zmarszczki


Jeden z moich absolutnych, osobistych hitów zeszłego roku. Tak jak moja mama, z powodu nad wyraz żywej mimiki czoła, mam na nim od czasów nastoletnich kilka poziomych zmarszczek. Jestem przed trzydziestką, więc nie są na razie moim wielkim zmartwieniem, ale na maminym obrazku mogę zaobserwować, co się będzie z nimi działo za 30 lat - warto działać jak najwcześniej.

Serum wpadło mi w ręce przypadkiem i od pierwszego użycia stało się jednym z moich ulubionych kosmetyków. Doraźnie, ale działa cuda! Zapakowane w elegancką, apteczną tubę o smukłym, czerwonym dozowniku, ma beżowy kolor i aksamitną, nieco pudrową konsystencję. Producent zapewnia, że wtapia się w skórę i dzięki witaminie E i prowitaminie B5 tworzy w niej mikrosiateczkę, która wypełnia zmarszczki od wewnątrz, moim zdaniem jednak jego działanie polega na czymś innym - jest przede wszystkim kosmetykiem o genialnej formule, która działa jak silikonowa baza i podkład w jednym: wygładza głębsze i płytsze bruzdy skóry, odbijając światło i dając efekt gładkiej cery o zdrowym, dopasowującym się do naturalnego kolorycie. Nie wydaje mi się, że zmarszczki rzeczywiście wygładza, bo jego działanie jest niestety chwilowe, na zasadzie: nie smarujesz, nie wygładzasz.

Wady? Ta sama pudrowo-silikonowa konsystencja, która tak świetnie wygląda tuż po aplikacji. Po paru, parunastu godzinach, nawet po zastosowaniu zgodnym z instrukcją (to znaczy: na krem nawilżający, po krótkim odczekaniu), nieładnie roluje się i wysusza, a zmarszczki... wychodzą na wierzch. Producent zapewnia, że można stosować go na krem, a pod podkład. Ja podkładu już nie nakładam, bo zupełnie nie ma potrzeby - produkt radzi sobie sam - a mimo to bardzo często widzę na czole nieładne wałeczki produktu. Po ich usunięciu, niestety, moje czoło nie jest już takie młode...

Mimo to polecam, bo doraźny efekt jest spektakularny. Będę za serum tęsknić - mimo że jest bardzo wydajne (kilka miesięcy stosowania codziennie), powoli kończy mi się tubka i gdybym nie miała w szafce kilkunastu innych kosmetyków czekających na przetestowanie, na pewno kupiłabym następną.

Acha, cena: internet mówi, że serum kosztuje od około 70 do 80 zł. Warte tych pieniędzy!