Obserwują

16.5.11

Kosmetyki w góry


Powiem od razu - kocham góry! Tylko tam jestem naprawdę radosna, pełna energii, na miejscu i u siebie - niezależnie od pory roku, okoliczności, towarzystwa i pogody, niezależnie od tego, czy to Tatry zimą, Bieszczady latem czy Beskidy wiosną, czy to góry polskie czy obce. Nie podzielam też opinii, że w góry jeździ się zimą tylko na narty, skoro można tam robić tyle ciekawszych rzeczy bez desek:). Niestraszne mi błoto, przymrozki, opady i zimno, latem niestraszne mi nawet tłumy na szlakach - po prostu wstaję wcześniej, żeby je wyprzedzić. Inaczej - miesiąc bez gór uważam za zmarnowany! Ponieważ niemal zawsze śpię w schroniskach, mój bagaż muszę taszczyć dość długo sama na plecach. Oczywiste więc, że bardzo go zatem minimalizuję. I jeszcze - ponieważ śpię w schroniskach, a ostatnio nawet w chatkach bez wody, ogrzewania i światła, oczywiste jest, że nie ma sensu zabierać zbyt dużo produktów "higienicznych" - i tak nie będzie ani miejsca, ani okazji, ani nawet potrzeby ich użyć. Przyznam się - nauczyłam się UWIELBIAĆ taki stan czasowego zaniedbania. No i przecież sam sprzęt i odzież turystyczna ważą - dlatego kosmetyków w moim plecaku jest czasem mniej niż minimum.

W ten weekend pojechałam z przyjaciółką i kolegą dość luksusowo i leniwie do schroniska w Chochołowskiej, gdzie choć to już nie zima i nie ma ogrzewania, tym razem przez całą dobę (!) była ciepła woda. Nie nałaziliśmy się też za bardzo, stawiając na powolne dreptanie i dłuuugie plażowanie w słońcu na graniach. Moje potrzeby kosmetyczne spadły więc do dolnych rejestrów minimum:). Na górnym zdjęciu widać więc wszystko, co ze sobą zabrałam, na dolnym - resztkę zapasów próbek, które zapewniają mi zawsze wystarczający komfort higieniczny.

Kąpię się w towarzystwie szamponu i odżywki do włosów, które w górach okazują się bardzo wielofunkcyjne. Szampon to też świetny żel pod prysznic, a odżywka (wiem, to już próżność) utrzymuje moje długie włosy w dobrej formie. Bywa też świetnym środkiem nawilżającym do depilacji - co jak co, ale nogi muszę mieć zawsze gładkie. Twarz myję z kurzu i potu jakimś małym żelem - tym razem była to miniaturka żelu złuszczającego Pharmaceris, którą dostałam kiedyś w jakimś zestawie. Taki "demakijaż" poprawiam tonikiem, który dobrze ściąga pory; jak zawsze przelałam niewielką ilość do samolotowej buteleczki Sephory. Koniecznością jest oczywiście jakiś deo roll-on - w góry jadę przecież po to, żeby porządnie się zmęczyć i spocić. To pierwsza rzecz, jaką wrzucam do kosmetyczki. Fenjal, którego używałam po raz pierwszy, sprawdził się doskonale. W zapasie miałam też mój ulubiony szpanerski krem na słońce The North Face, który trafił do mnie kiedyś razem ze szminką nawilżającą, niestety gdzieś zagubioną:(.


Reszta to próbki. Czyli - szampony, balsamy i kremy w saszetkach, które zbieram pieczołowicie właśnie na takie wyjazdy i których zabieram zawsze celowo za dużo, na zapas, ponieważ zdarza się, że zamieniają się funkcjami: kremy stosowane pojedynczo jako balsam nie wystarczają do nawilżenia całego ciała. Nie zwracam też uwagi na to, czy próbki są dostosowane do potrzeb i wieku mojej skóry. Wychodzę z założenia, że kilka dni kremu 30+ lub przeciwtrądzikowego przecież mnie nie zabije;). Tym razem wzięłam nawet dwie saszetki z podkładami - na wszelki wypadek, gdybym chciała lepiej wyglądać, na drogę powrotną! - i, jak to bywa, wróciły razem ze mną. 

Dodajcie sobie do tego pastę i szczoteczkę do zębów, a czasem nawet grzebień lub mascarę (na wszelki wypadek, na drogę powrotną...) i oto macie całość mojej kosmetyczki. Razem z szybkoschnącym ręcznikiem tym razem zmieściłam się w woreczku wielkości mojej zwiniętej letniej kurtki przeciwdeszczowej:).

A Wy, też jeździcie w góry:)? Co macie wtedy w kosmetyczce?

16 komentarzy:

  1. Haha, nie mogę z określenia szpanerski krem na słońce :)

    Uwielbiam wyprawy w góry :) Mieszkam we Wrocławiu, więc do najbliższych nie mam tak daleko ;) Dla mnie tego typu wypady najważniejsza jest pomadka z filtrem:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, zapomniałam! Mam ją zawsze w kieszeni, tym razem Bell:).
    Krem jest szpanerski jak nie wiem, prawda;)

    OdpowiedzUsuń
  3. zawsze staram się brać to co mi najpotrzebniejsze ;) taki wyjazd w góry i do schroniska nie byłby zły muszę ze swoim pogadać może w te wakacje wyruszymy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. a ja... nie znoszę gór... wolę wodę... ale North Face działa i tu, i tu... i w przypadku wody minimalizacja też jest wskazana... ale podziwam za to "górzystów", bo ja na to zbyt słaba i leniwa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. u mnie zawsze są husteczki higieniczne, husteczki do higieny gdyby nie dało się umyć, szczoteczka, mała pasta, mały szampon i oczywiście antyprespirant ;) to najpotrzebniejsze ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. ja też nienawidzę gór, za to uwielbiam morze ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. góry u mnie okazyjnie. jestem miejskim stworzeniem u mnie w roku pełno jest wypadów weekendowych do innego miasta i tez ograniczam bagaz bo przeciez nie bede tachac ze sobą nie wiadomo czego. Coś do mycia buzi, coś do ciała, balsamy poprzelewane do mniejszych butelek i minimum do makijażu :) czasami lubię się uwolnić od moich zapasów kosmetycznych :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mi się już góry troszkę znudziły bo miałam okazję bywać tam każdego lata :)

    OdpowiedzUsuń
  9. I ja również koocham góry !! Ale nie miałam jak w tym roku jeździć - brak czasu, nie było z kim i dojazdów itp.
    Ale od czerwca ruszamy z moim chłopakiem i moim sąsiadem(kierowcą i również miłośnikiem gór) i nie ma przebacz :D Już się nie mogę doczekać [!! - a jestem śpiochem, także widać jak to kocham] tego porannego wstawania o 6, albo jeszcze wcześniej, bo zależy gdzie się jedzie i tego zmęczenia i w końcu radości i dumy z wejścia na szczyt ahh..:)
    I bardzo pomocny jest Twój artykuł, bo też będę musiała się zastanowić, co mi najbardziej potrzebne będzie :)
    Ale na pewno lekki podkład/krem tonujący będzie must have, bo z moją cerą, to nawet w górach się nie pokażę..:(

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja też wożę próbki i miniaturki, lub wszystkie 2 w 1:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Również uwielbiam góry, choć dotychczas byłam w nich tylko dwa razy, za to już dwa lata z rzędu w wakacje. My raczej śpimy na stancjach, więc nie ma problemu z wodą czy prądem. Staram się jednak brać minimalną ilość kosmetyków i myslę, że bez większości można się obyć te 5-6 dni.

    OdpowiedzUsuń
  12. Podziwiam!
    Też zabieram ze sobą minimum, tylko że moje minimum trochę inaczej wygląda...

    OdpowiedzUsuń
  13. też uwielbiam góry, wypoczywam tam psychicznie:) I również zbieram zawsze próbki kremów, szamponów itd właśnie na takie wyjazdy, gdy nie opłaca się tachać ze sobą dużych butli:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Bardzo zaciekawił mnie Twój blog.
    Dodaję do obserwowanych i zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. o, a ja nie lubie gor i sie ich boje.
    Kiedys, pare lat temu, zsunelam sie z gory razem z kolezanka i polamalam piete:)
    Dla mnie to traumatyczne przezycie, bo z polamana pieta chodzilam 2 dni gdyz moj wychowawca z liceum nie widzial problemu i koniecznosci udania sie do szpitala:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Miałam próbkę kremu z ziaji tego 30 z plusem co jest na zdjęciu. Krem okropny nie chciał się wchłonąć, twarz się po nim kleiła i świeciła i jakieś syfy mi wyskoczyły a miałam go na twarzy do 2 godz

    OdpowiedzUsuń