Obserwują

10.3.11

Testuję spa: Dwór Elizy


Błyskawiczna notka, bo mam bardzo niewiele czasu... jak na pobyt w spa przystało;). Znowu przegnało mnie na drugi koniec Polski - do Długopola Zdroju w Kotlinie Kłodzkiej, nieco zapomnianego i w porównaniu z Kudową lub Lądkiem niedocenianego niewielkiego uzdrowiska.

Według mnie taki właśnie jego charakter ma same plusy - w sezonie jest tu ciszej i spokojniej, a o tej porze roku nie ma niemal nikogo. Z mojego okna rozciąga się widok na las, a pod samym oknem płynie rzeka. Nieco dalej, wciśnięty w zalesione zbocze wzgórza stoi smukły kościół dawniej ewangelicki - dzisiaj kawiarnia (do której wybiorę się wieczorem). Powyżej, jeszcze dalej, ale nadal w zasięgu wzroku, tory kolejowe i błyskające raz na długi czas światła lokalnego pociągu.

Dwór Elizy to młody, zaledwie dwuletni hotel powstały w szacownym, ponad stuletnim budynku, w którym przed wojną i przed Polską mieścił się pensjonat Elisenhof. Jego powojenne koleje losu doprowadziły go do niemal ruiny, a żywota prawie dokonał podczas wielkiej powodzi w 1997 roku. Potem ktoś się nagle nim zaopiekował.

Wynikiem rewitalizacji i powiększenia obiektu jest dzisiejszy kameralny i stylowy hotel. Na pierwszy rzut oka bardzo przyjemne miejsce. Jestem tu dopiero kilka godzin i wiele nie zdążyłam jeszcze sprawdzić (np. kuchni), ale nie o zaletach i wadach hotelu chcę przecież pisać. Jestem tu, żeby testować spa.

Jutro bogaty i napięty program, a dziś zdążyłam spróbować dwóch zabiegów: jednego na twarz i jednego na ciało. Spa pracuje przede wszystkim na kosmetykach francuskiej marki Thal'ion, która pochodzi z Bretanii i, co ciekawe, nie tylko przetwarza algi, na których bazuje w swojej produkcji, ale i sama je odławia. Popularne Thalgo algi kupuje właśnie od nich!

Na twarz zaproponowano mi zabieg dla cery naczynkowej. Składał się z kilku etapów i od samego demakijażu do ostatniego odciągnięcia nadmiaru wykańczającego kremu był czystą przyjemnością. Młodziutka i bardzo kompetentna pani Ola wykonała też jeden z dwóch najlepszych - a wiem co mówię, miałam ich wiele - masaży twarzy i dekoltu, jakie przeżyłam. Wspaniały, relaksujący, urozmaicony i baaardzo długi. Niemal zasnęłam:). Podobał mi się też masaż dłoni w czasie, kiedy leżałam pod nieco mrowiącą maską z alg, kolejne warstwy kremów na zmianę wsmarowywane i wklepywane w skórę i ładny, stylowy gabinet urządzony w podziemiach starej części hotelu. Jak w pozostałych kilku gabinetach w piwnicach, odsłonięto w nim kamienne ściany i ceglane sklepienia. To miejsce w ogóle dba o detale, co dla mnie ważne, także wnętrzarskie. Oczywiście - we wszystkich 10 gabinetach.

Drugi zabieg podobał mi się znacznie mniej. Ujędrniająco-wyszczuplający i antycellulitowy, składał się z (nieco zbyt) szybkiego peelingu solą morską, maski algowej podanej z aktywizatorem, długiego seansu w kapsule saunowo-kąpielowej z koloroterapią, kolejnej maski - chłodzącej - i krótkiego masażu. Plan niby bogaty, ale wszystko razem niczym szczególnym nie wyróżnia się na tle podobnych propozycji innych spa. Może na minus - kapsuła na ponad 20 minut i 34 stopnie Celsjusza oznacza zaparowanie niemal na śmierć. Za gorąco, zbyt nudno! Skróciłabym tę część do maksymalnie 10 minut, wydłużyła za to peeling. Muszę natomiast przyznać, że mimo wszystkich moich zastrzeżeń parę godzin po zabiegu skóra jest idealnie gładka i bardzo miękka, naczynka natomiast widoczne prawie tak samo.

Jutro wypróbuję antycellulitowy masaż miodem (i, ciekawostka, pałeczkami  do jego zaczerpywania!) i flagowy saunowy zabieg spa. Cokolwiek to znaczy, cieszę się z ciekawością:). I postaram opisać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz