Obserwują

5.3.11

Lancaster Self Tanning Face & Body Essential Bronze Milk


Uwielbiam słońce. Lubię też delikatną, miodową opaleniznę, którą niestety bardzo trudno mi osiągnąć. Mimo ciemnych włosów mam jasną skórę, która opala się z trudem, powoli i na krótko. Przez większą część roku jestem więc blada, nawet po najbardziej słonecznych wakacjach tylko trochę mniej. I nigdy nie stosowałam żadnych "pomocy" opalających: paręnaście razy w życiu byłam w solarium (bardzo przyjemnie, ciepło, jasno, błogo), ale po pierwsze, wiem, jakie to niezdrowe, zwłaszcza dla cery naczynkowej skłonnej do pieprzyków, a po drugie, jakoś solarium źle mi się kojarzy - z upiększaniem i na siłę, i w niezbyt dobrym stylu.

Nie wspomagam się też z reguły kosmetykami samoopalającymi. Używałam kiedyś balsamu brązującego Lirene dla jasnej cery, ale efekt nie był zadowalający - smugi o nierównym kolorycie, niezdrowo żółtawy odcień skóry. Przygoda z samoopalaczem Lancaster jest więc moją pierwszą w samoopalaczem w ogóle.


125-mililitrowa, elegancka tuba zawiera kosmetyk o SPF 6. Producent zapewnia, że zawarty w nim System Tan Color stymuluje naturalne procesy opalania, dając efekt szybkiej i złocistej, ale naturalnie wyglądającej opalenizny.  Kosmetyk także pielęgnuje - zawiera antyrodnikowy kompleks Radical Protector Factor, chroniący przed przedwczesnym starzeniem skóry. Mleczko ma się dobrze wchłaniać i pozostawiać skórę miękką i miłą w dotyku.

A jak jest? Prawie, prawie. Skóra rzeczywiście nabiera koloru bardzo szybko. Nie staje się jednak złocista, a pomarańczowawo-brązowa, co nie zwraca uwagi na nogach i ramionach, ale na twarzy wyglądałoby pewnie dość nienaturalnie. Nie stosowałam kosmetyku na twarzy, na wszelki wypadek, i dobrze zrobiłam - ciało wygląda zdrowiej i smuklej (!), ale twarz, jak uważam, powinna być jednak w zimowe miesiące jaśniejsza. Dziwnego kontrastu między dekoltem a szyją i twarzą nie ma, ponieważ ilość nałożonego kosmetyku można stopniować łatwo i precyzyjnie - dobrze się rozsmarowuje, nie pozostawia smug i plam. Konsystencja lekkiej emulsji pozwala też na dowolne modelowanie sylwetki kolorem.

Wady? Niestety, produkt zupełnie nie nawilża. Albo ja potrzebuję kremów bogatszych i bardziej natłuszczających, albo to domena samoopalaczy (czego nie miałam okazji sprawdzić), że pozostawiają skórę nieco szorstką i wysuszoną. Konieczne jest zastosowanie balsamu nawilżającego - oczywiście po przepisowych kilku minutach na wchłonięcie kosmetyku. Przeszkadza mi też wyraźny zapach samoopalacza - nie nadaje się na wieczorne randki;). Do plusów za to zaliczam, że zupełnie nie brudzi ubrań ani pościeli - skóra jest zupełnie sucha naprawdę błyskawicznie.

Podsumowując - kto lubi samoopalacze, niech kupi (wyda wtedy ok. 90 zł). Nie zaobserwowałam większości ich wad, o których słyszałam. Ja jednak poczekam na wiosenne słońce i mój blady beż:).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz