Obserwują

30.3.11

Zabieg kuracji cytrynowej Lemon Sage Paul Mitchell


Ostatni tydzień był kosmetycznie niezmiernie udany i obfitował w przyjemności. Zanim wyjechałam do spa, Galenic pokazał nowe opakowania kosmetyków, które bardzo lubię, a w piątek miałam orzeźwiającą okazję spróbować nowego zabiegu fryzjerskiego Paula Mitchella. I o nim dzisiaj kilka słów.

Na zabieg byłam zapisana do otwartego zaledwie kilka dni wcześniej salonu Fryzjerstwo PJ na ul. Sapieżyńskiej 8. Bardzo miłe miejsce! Niewielką przestrzeń zaaranżowano domowo, ale elegancko i zabawnie zarazem - otwarta, nowoczesna kuchnia kojarzy się z eleganckim salonem domowym, a futro na ścianie w drugim pomieszczeniu dodaje wnętrzu klubowego smaczku. Na miejscu spotkałam dawno nie widzianą koleżankę, której nie poznałam pod stosami zwitków folii, robiących jej włosy na słoneczny blond;) - od razu zrobiło się weselej.

Zabieg ma nawilżyć i odżywić przesuszone włosy, a także pomóc im utrzymać optymalny poziom wilgoci - idealna kuracja dla moich kręconych włosów. Wykonywany jest kosmetykami Paul Mitchell z kompleksem Green Tea Tree. Zawierają one wyciągi z australijskiego drzewa herbacianego, lawendy, mięty pieprzowej i awapuhi (hawajskiego imbiru) - i to się czuje! Zabieg jest idealny na lato: chłodzi i orzeźwia.  Musi być nieziemsko przyjemny w upalny dzień.

Po kolei, dla chętnych na orzeźwienie. Zabieg składa się z kilku etapów i trwa niecałą godzinę. Najpierw w suche włosy wmasowywana jest odrobina olejku o lekkim cytrynowym zapachu. To już troszkę stawia na nogi, a to dopiero początek! Po takiej aromaterapii włosy są myte szamponem głęboko oczyszczającym, który usuwa resztki wszystkich kosmetyków pielęgnacyjnych. W czasie kąpieli wykonywany jest przeprzyjemny i długi masaż głowy. Następnie na głowę, tuż przy linii włosów, wyciśnięto mi całą cytrynę (tak!), która wyczuwalna była jako lodowate małe strumyczki powoli spływające w dół głowy. Największą przyjemność sprawiła mi jednak kąpiel włosów w lekko podgrzanej gazowanej wodzie mineralnej. Wrażenie musujące:)! Kolejny etap to regeneracja włosów pod silnie mentolową maską - to już prawdziwy festiwal orzeźwienia: na zmianę czuje się zimno i gorąco, a skóra mrowi tak, że miałam wrażenie, że włosy zaczynają szybciej rosnąć;). Na sam koniec kolejny masaż głowy, tym razem przy pomocy ciepłego ręcznika pachnącego olejkiem Lemon Sage. I chociaż zabieg w efekcie był orzeźwiający i mobilizujący do działania, w tym momencie niemal się zdrzemnęłam:).

Ku mojej radości, na końcu uczyniono zadość mojej prośbie i - uwaga - wyprostowano mi włosy:). W prostych wyglądam chyba lepiej... Na pożegnanie dostałam jeszcze kosmetyki wzmacniające i przedłużające działanie zabiegu: zwiększające objętość włosów szampon i odżywkę Lemon Sage i pogrubiający spray do włosów tej samej linii. Jeszcze nie wypróbowałam, ale jeśli zadziałają choć w części tak rewelacyjnie jak zabieg, będę do tych kosmetyków wracać. Bo po zabiegu włosy były - nie przesadzam - piękne jak jakiejś gwiazdy filmowej. Tak powinno być po każdej kąpieli;)!

3 komentarze:

  1. Ile kosztuje taki zabieg? Myślę pod kątem lipca... czerwca po sesji... a może maja w środku sezonu dla alergików... Kupili mnie tą cytryną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A wiesz, że nie wiem jeszcze? Tego zabiegu zdaje się nie ma jeszcze na rynku w ogóle. Ale dowiem się jutro i napiszę:). A jak tam moje zamówione pędzle?

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja także jestem dziwna, bo nie umiem się z nimi obchodzić za szybko schodzi no, ale cóż i tak po trzech dniach kolor mi się nudzi i maluję na inny :P

    OdpowiedzUsuń